Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Kole
zaprasza na spotkanie z Grzegorzem Skorupskim
15 listopada 2022 r., g. 17:00, Czytelnia (ul. Kolejowa 19, I piętro)
Informacje o autorze możecie znaleźć na: https://skorupski.net oraz https://www.facebook.com/skorupski.net
“Stanęła przed drzwiami do łazienki, starając się uspokoić szalone bicie serca. Już prawie widziała historyczkę leżącą w kałuży krwi pod prysznicem. Chwyciła klamkę i wzięła głęboki oddech.
Prawie podskoczyła, kiedy w kompletnej ciszy rozległy się pierwsze takty Voodoo Godsmacka. Że też akurat taki dzwonek w telefonie sobie wybrała, klęła, szukając w torebce swojego samsunga.
– Słucham.
– Olga, to ty? – W głosie Anity wyczuć można było zdenerwowanie.
– Skoro to mój telefon, to chyba ja – warknęła Stapikowska. Miała ochotę jak najszybciej wyjść z mieszkania koleżanki, pojechać do domu i bezpiecznie położyć się pod kocem z ciepłą herbatą Earl Gray.
– Znalazłaś Klaudię?
– Jeszcze nie wiem. Stoję właśnie przed zamkniętą łazienką, gdzie być może pod prysznicem znajdę zakrwawione zwłoki naszej koleżanki.
– Co ty pierdolisz? Jakie zwłoki? Klaudia nie ma prysznica tylko wannę.
– Nieważne, jak już jesteś, to dobrze, nie rozłączaj się! Otwieram drzwi.
Przez chwilę zapanowała cisza i słychać było tylko szybkie oddechy obu kobiet.
– I co?
– Nic tu nie ma.
– Okradli ją? Rzeczy jej zabrali?
– Trupa tu nie ma. Reszta jest. I wiesz, to jest dziwne, bo jakby chciała wyjechać, to musiałaby przecież wziąć kosmetyki, elektryczną szczoteczkę do zębów. A tu wszystko jest.
*
Gawrony, które zasiedliły park, podniosły dziki wrzask, jakby coś je przestraszyło, i z głośnym krakaniem wzniosły się nad starymi drzewami. Na szarzejącym niebie pojawiły się ich czarne sylwetki, jakby zwiastuny kolejnej ludzkiej miniapokalipsy.
Już miała zawrócić, kiedy jej wzrok przykuł fragment zgniecionej trawy, który zaczynał się z prawej strony dużego krzewu, którego nazwy nie potrafiła sobie przypomnieć. Przyświeciła latarką, mimo że bateria w telefonie zaczęła migotać. Od alejki wiódł wąski, około dwudziestocentymetrowy ślad zgniecionej trawy mogący wskazywać na wleczenie jakiegoś ciężkiego przedmiotu. Przyjrzała się uważnie miejscu, gdzie się zaczynał, może podświadomie szukając śladów krwi. Nie zauważyła niczego podejrzanego, jednak w zapadającym zmierzchu ciężko byłoby coś odnaleźć na rdzawoczerwonym liściastym podłożu. Ruszyła niepewnie trasą wygniecionej trawy. Za kłującym, pozbawionym już liści krzewem znalazła spory kopiec usypanych liści przykryty świeżo odłamanymi gałęziami. Były już jeże i gawrony, ale nie sądzę, żeby w centrum Wielkopolski, w miejskim parku, zagnieździły się niedźwiedzie – pomyślała, podchodząc do liściastego kurhanu.
Trzęsącą się ręką podniosła odłamany suchy konar i zaczęła bez przekonania odgarniać liście. Piramida znajdujących się u góry gałęzi nagle się załamała i zsunęła w stronę Olgi. Odskoczyła w ostatniej chwili, wpadając na drzewo. Część osuwiska zasypała jej nogi. Ze wstrętem strząsnęła z butów śmierdzące szczątki roślin. Widocznie liście musiały już długo leżeć, a proces gnilny wytworzył warstwę, po której ześlizgnęła się górna część kopca. Fetor z wnętrza był zaskakująco silny. Olga ponownie próbowała strząsnąć z nóg część jakiegoś większego konara, który, zakotwiczony gdzieś głęboko, uparcie nie chciał opuścić jej buta. Klnąc na siebie za swój głupi pomysł, zrobiła większy zamach. Miała już dosyć tej przyprawiającej o ciarki na plecach eskapady. Uderzyła i… konar nie odleciał, jak liczyła, a dźwięk zderzenia jej martensa z potencjalnym kawałkiem drzewa zdecydowanie odbiegał od tego, na co była przygotowana. Przyświeciła latarką i krzyk zamarł jej na ustach. Spod sterty liści wystawała kobieca dłoń! Cofnęła się przerażona i skierowała wątły snop światła na to, co wyłoniło się w minikataklizmie, który spowodował osunięcie kopca. Leżały tam zwłoki kobiety.”