Tekst IV Dyktanda dla Dorosłych i Młodzieży
Biegnijże, biegnij
Na początku był Klub Sportowy „Olimpia” założony w 1920 r., po II wojnie reaktywowany w roku 1945. W pejzażu miasta pojawili się piłkarze w trykotach i specjalnych pończochach, tenisistki w płóciennych bucikach, lekkoatleci, wioślarze, tenisiści, pięściarze i ciężarowcy.
Biegaczy do Koła ściągnął Ogólnopolski Bieg Warciański, który po raz pierwszy – z inicjatywy Ryszarda Sowińskiego – odbył się 7 XI 1981 r. na ulicach miasta. Gdy zawody zyskały rangę międzynarodową, uczestniczyli w nich sportowcy z Białorusi, Ukrainy, Czech i Kenii. Niejednokrotnie imprezę zaszczycali goście honorowi, m.in. jej obecny patron – mistrz olimpijski Zdzisław Krzyszkowiak. Z czasem zmieniła się dziesięciokilometrowa trasa biegu, która obecnie ma kształt pętli – zawodnicy biegną przez Powiercie, a startują i finiszują w kolskim parku Moniuszki. Jednak jubileuszowy – 40. Międzynarodowy Bieg Warciański – z powodu pandemii odbył się na wałach nadwarciańskich.
Amatorzy biegów ściągają zewsząd – z Polski południowo-zachodniej i z północnego wschodu, z województwa zachodniopomorskiego i warmińsko-mazurskiego. Tym razem gromadzą się na stadionie. Wokół hałas, chaos i harmider. Korpulentny Ambroży, półmaratończyk z podpoznańskich Owińsk, ściąga termoaktywną koszulkę założoną tył na przód. Bladolica Zosia z Grzegorzewa sznuruje nowo zakupione meszty. Wkrótce wrzawa cichnie. Na znak komandora rusza hurmem chmara junaków. Na wałach bezpieczniej niż na asfaltowej nawierzchni, nie czyhają tu zagrożenia na ścięgno Achillesa, na więzadła krzyżowe czy staw skokowo-goleniowy. Jednak najbłahszy błąd może zaważyć na wyniku. Ale któż by o tym myślał? Chyżo bieży hoży Jerzy spod Białowieży. Chuchrowaty chudzielec z Chodzieży ma chrapkę na nie pierwsze już zwycięstwo. Nie tracą nadziei na sukces kolanie i elblążanie. Chwacki Błażej, chudy jak żerdź, fantazjuje o podium. Znajdźcież mi tego, kogo nie zwabiły tu miraże zwycięstwa. Ze wszech miar bezzasadne wydaje się zwątpienie w ambicje tych herosów.
Idą ramię w ramię, łydka w łydkę. Niesprzeniewierzenie się zasadzie fair play to fundament honoru sportowca, więc biegną ostrożnie, raz po raz tylko niechcący potrącając współzawodnika, bo któż by chciał mieć zszarganą opinię? Z nagła słychać chrzęst jakowyś i zgrzytanie. Czyżby to piszczel i strzałkowa kość miały już dość? Nie, to rozsrożona nie na żarty wrzeszczy wniebogłosy ptasia menażeria. Giez, trzmiel i pszczoła atakują spocone czoła, ale nic to. Emil Dobrowolski narzucił tempo i ścichapęk (z cicha pęk) wysforował się na przód stawki. Nienadaremnie wylewał hektolitry potu podczas przygotowań. Tymczasem wszechpotężnego ultramaratończyka wszech czasów ogarnęła bezbrzeżna niemoc. Czyżby mitrężył czas na treningach?
Emil niezadługo ukończy długodystansowy bieg, do mety tuż-tuż… i jest! Triumfował (tryumfował) po półgodzinie od startu. Bezapelacyjną zwyciężczynią wśród kobiet została Monika Jackiewicz.
Po wycieńczającej rywalizacji sportowcy ochoczo posilą się czymś pożywnym, ale czy ich głód zaspokoiłoby risotto uwarzone z rzeżuchą i miąższem cukinii?
Kolejne zawody przeszły do historii. Organizatorzy – Urząd Miejski (UM) w Kole i Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji (MOSiR) – zapraszają za rok.